LEŚNY KOMPLEKS PROMOCYJNY "LASY RYCHTALSKIE"
Leśny Kompleks Promocyjny "Lasy Rychtalskie" został utworzony 1 lipca 1996 roku. Obejmuje swoim zasięgiem tereny Nadleśnictwa Antonin, Syców oraz lasy Leśnego Zakładu Doświadczalnego w Siemianicach pozostające w zarządzie Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Rozciąga się pomiędzy Ostrowem Wielkopolskim, Odolanowem, Kluczborkiem, Oleśnicą i Wieruszowem, a jego powierzchnia to 47 643 ha. W jego skład wchodzi sześć rezerwatów przyrody. Jednym z nich jest Rezerwat Przyrody "Studnica" ze słynną w Europie "Sosną Rychtalską", która już w 1938 r. została poddana badaniom nad pochodzeniem przez Międzynarodową Unię Leśnych Organizacji Badawczych (IUFRO). Wyniki potwierdziły szczególną wartość tego ekotypu sosny zwyczajnej. W Rezerwacie Przyrody "Studnica" nie prowadzi się pozyskania drewna, a jedynie zbiera nasiona z drzew zarejestrowanych w wykazie sporządzonym przez naukowców z Instytutu Badawczego Leśnictwa. Rezerwat ten utworzony został w 1962 r. na powierzchni 5,78 ha. w Leśnictwie Sadogóra, 1,5 km na północ od centrum wsi Sadogóra. Na terenie rezerwatu panują typy siedliskowe: las mieszany świeży oraz las świeży. Z rzadkich roślin występują tutaj m.in.: widłak jałowcowaty, porzeczka czarna oraz paprotki – zachyłka trójkątna i zachyłka oszczepowata. W rezerwacie rosną też ponad 170-letnie dęby, sosny oraz świerki dorastające do 40 metrów wysokości. W "Lasach Rychtalskich" żyje wiele zwierząt między innymi: sarny, daniele, jelenie, dziki, zające, lisy, kuny leśne i domowe, żbiki, jeże, wiewiórki, borsuki oraz kuropatwy. Rozmieszczenie tych zwierząt jest nierównomierne. Stawy i otaczające je mokradła w Wielkim Buczku stanowią ostoję dla ptactwa wodnego: kaczka cyranka, cyraneczka, kaczka łyska, kaczka krzyżówka. Leśny Kompleks Promocyjny "Lasy Rychtalskie" to obszar o szczególnych walorach turystycznych. Obfituje on w sieć ścieżek pieszych, rowerowych i konnych. Część kompleksu wchodzi w skład Parku Krajobrazowego "Dolina Baryczy", słynącego z wyjątkowego na skalę świata bogactwa ptaków i bezkręgowców oraz największej w Europie sieci stawów rybnych.
SOSNA RYCHTALSKA
"Sosna Rychtalska" to znak rozpoznawczy Leśnego Kompleksu Promocyjnego "Lasy Rychtalskie". Ten ekotyp sosny zwyczajnej, może poszczycić się wyjątkowymi walorami technicznymi i przyrodniczymi na które zwrócono już uwagę w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Największym atrybutem "Sosny Rychtalskiej" jest jednak jej zdolność przystosowania do odmiennych warunków bytowania oraz wysoka powtarzalność dziedziczonych cech.
ZDJĘCIA Z KALENDARZA "KOCHAM RYCHTAL 2011"
LEGENDA O STUDNICY
Andrzej Nolbert
(na motywach tekstu literackiego Józefa Jędrysiaka)
Dawno, dawno temu, tu, gdzie dzisiaj krzewy, paprocie i różne trawy porastają bagniska, a i tylko zwierzyna spragniona wody przyjdzie czasem ugasić swe pragnienie lub człek jakowyś zbłądzi, było ongiś piękne i potężne miasto, które zwano Studnicą od rzeki, płynącej przez samiusieńki jego środek. A wiele mostów łączyło jego brzegi. Nad brzegiem owej rzeki stał wielki, zbudowany z czerwonej cegły kościół. Wielkie to było miasto, że aż okiem nie sięgniesz. Oj, dobrze się działo jego mieszkańcom. Okoliczna puszcza wiele zwierza kryła w sobie, a i jezioro ryb wszelakich i ptactwa dostarczało. A woda w nim była niczym kryształ, taka czysta. Byleby kto nie był leniem, ten i skarbów mógł się dorobić. A że leni w owym mieście nie było, żyło im się dostatnio. Czas wolny od ciężkiej pracy spędzali niestety w karczmach. A ile wina, piwa tam pito, nikt zliczyć tego nie potrafił. Karczmy były pełne, tylko kościół pusty. Jakby się wszyscy zmówili, jakby ich połączyła jakaś tajemna przysięga, jakby jakaś siła ich tam wiodła. Mieszkał w tym mieście bardzo poczciwy starzec, pustelnik. Tylko on jeden wytykał ich niecne czyny i pijaństwo, którego się dopuszczali nawet w niedziele. Lecz nikt go nie chciał słuchać, choć ich straszył różnymi karami. Wierzyli, w swojej pysze, że są nieśmiertelni.Pod jednym z mostów, pośród wodorostów i trzcin, ukrywał się zazdrosny i nieżyczliwy bardzo ludziom diabeł, który przybrał sobie imię Gabeł. Oj, złośliwe to było diablisko ! Chodził po lasach, do złego namawiał, a taki był w tym przebiegły, ze sam Lucyfer by tego lepiej nie zrobił. Ileż mu się udało cyrografów zdobyć i biedne dusze na zawsze zapisać! Gabeł bardzo lubił kłótnie i awantury. Najczęściej w przebraniu zjawiał się w jakiejś karczmie, gdzie ludziska cisnęli się tłumnie. Lubił wtedy ludzi zaczepiać, a do kłótni, bójek namawiać. A i niszczyć potrafił wszystko, co mu się nawinęło pod rękę. Potrafił wpaść w taką furię, że wszystkich z karczmy wypędził. A ileż to nocy ludzie nie przespali, bo diabłu zachciało się robić głośne harce. Dzieci i kobiety płakały. Niektórzy mężczyźni próbowali rozprawić się z Gabłem, ale nadaremnie. Tylko potłuczeni wracali do swoich domów. Najwięcej strat ponosił jednak każdego wieczora karczmarz. W końcu jednak przebrała się miarka. Karczmarz, nie wiedząc już, co czynić, udał się do owego pustelnika, aby on coś poradził na tego Gabła. Pustelnik cierpliwie karczmarza wysłuchał i przyobiecał, że znajdzie na Gabła jakiś sposób, bo i on sam miał już jego diabelskiego panowania w tym mieście dosyć. Pustelnik miał sto dwadzieścia lat. Był człowiekiem potężnym, odważnym i bardzo mądrym. Mimo iż znał niecne uczynki nie tylko Gabła, ale i mieszkańców Studnicy, postanowił im pomóc. Do rozprawy z Gabłem starannie się przygotował. Zgromadził wodę w butelce ze studni świętej, która stała na środku miasta, włóczkę, klej z żytniej mąki, lniane siemię i puch kaczy. Włożył to wszystko do swojego worka i udał się do karczmy, gdzie w bardzo gorące popołudnie przesiadywał rozleniwiony Gabeł. Wszedł pustelnik do karczmy i zastał tam śpiącego Gabła. Wziął do ręki lniane siemię i rozsypał je po karczemnej podłodze. Wiedział bowiem, że diabeł tego nie lubił, i będzie w ten sposób mu posłuszny. Gdy Gabeł spał, pustelnik przykleił mu do głowy kapelusz, aby nie mógł stać się niewidzialny. Uczyniwszy to miał nad Gabłem przewagę. Wtedy piekło rozgorzało, bynajmniej nie dla ludzi, lecz dla Gabła piekielnika. Pustelnik wrzaskiem potwornym ze snu diabła zbudził i począł go musztrować. Diabeł rozespany, aż skurczył się ze strachu, bowiem pomyślał, że to sam najwyższy diabeł do niego przybył i strofować go począł. Nie poznał bowiem pustelnika. Pustelnik kazał wsiąść Gabłowi do łodzi i odpłynął z nim na sam środek jeziora. Tam kłębkiem włóczki związał go. Potem wziął do ręki kaczy puch, którego podobno diabli bardzo się boją i butelkę z wodą ze świętego źródła, której to wody diabły boją się jeszcze bardziej niż kaczego puchu, i kazał diabłu utopić się w jeziorze i iść raz na zawsze do diabła. Gabeł długo się namyślał, lecz bojąc się kaczego puchu i wody ze świętego źródła, wskoczył w końcu do wody.Lecz coś dziwnego zaczęło się dziać. Woda w jeziorze wzburzyła się, ziemia się zatrzęsła i zaczęła pękać z głośnym łoskotem. Kamienne mury i ceglane domy miasta poczęły gwałtownie pękać i rozsypywać się. Całe miasto Studnica i calusieńkie jezioro ziemia pochłonęła. Wszystko żywe i martwe ziemia przykryła. Tylko zdziwiony pustelnik się ostał sam, samiuteńki w łódce, na środku wyschniętego jeziora. Taka to dziwna kara spotkała miasto i jej mieszkańców. A pustelnik żyje do dziś i włóczy się po okolicy bardzo czymś stroskany. Kiedyś spotkałem go w tym lesie nad ruczajem. Opowiedział mi tę historię. Zdradził także, że w najkrótszą noc w roku, gdy w lesie całym zakwita tylko jeden kwiat paproci, a dziewczęta puszczają wianki na rzece, która niczym nie przypomina tamtej rzeki, po lesie biega pies karczmarza. Na obroży wokół szyi ma przyczepiony klucz od bram miasta. Jeśli w tę najkrótszą noc znajdzie się taki śmiałek, co sam jest czysty na duszy i grzechem jakowymś się nigdy nie skalał, i będzie odważny, i złapie tego psa, i zerwie mu z szyi ów klucz, miasto wyrośnie przed nim, i trwać będzie aż do brzasku i pierwszego piania koguta. Choć na jedną noc ów śmiałek przywróci miasto do życia, zaś w nagrodę otrzyma skarby wszelakie: złoto, klejnoty, dukaty i perły. Lecz jak dotąd nikt się taki nie znalazł, co by duszę miał czystą jak śnieg lub tak czystą jak woda z miasta Studnica i był taki odważny, by móc tego wszystkiego dokonać. A może znajdą się wśród Was tacy śmiałkowie, którzy temu zadaniu podołają ?! Może Wam to się kiedyś uda? Próbujcie! Kto wie? Kto wie?
RELACJA INŻ. MIECZYSŁAWA TARCHALSKIEGO - NADLEŚNICZEGO NADLEŚNICTWA PAŃSTWOWEGO W RYCHTALU O PRZYGOTOWANIACH OBRONNYCH W REJONIE KĘPNA W 1939 ROKU
„Wybuch wojny zastał mnie na stanowisku nadleśniczego w Nadleśnictwie Rychtal, powiat Kępno, wchodzącego w skład Dyrekcji Lasów Państwowych w Poznaniu. Rychtal to miasteczko położone o 500 m od dawnej granicy z Niemcami. Nadleśnictwo poza nazwą nic wspólnego z miasteczkiem tym nie miało. Siedziba bowiem znajdowała się we wsi Sadogóra. Granica państwa tworzyła w tym miejscu łuk, którego jedno z ramion przebiegało z północy na południe, drugie zaś z zachodu na wschód. Lasy nadleśnictwa składały się z dwóch kompleksów, z których jeden położony był w głębi kraju koło Bolesławca, drugi natomiast tworzył odwrotny łuk do granicy, o którą opierał się na zachodzie i południu. Najbliższym nadleśnictwem położonym od strony północnej był Bralin, gdzie nadleśniczym był inż. Prebisz. Teczka „Mob” w nadleśnictwie Rychtal zawierała, na wypadek wojny, plan ewakuacji urzędu. Z dokumentów ewakuowane miały być: operat gospodarczy, wszystkie mapy, księgi kasowe bieżące, kasa, dokumenty osobowe personelu oraz teczki akt Tj i Pf. (tajne i poufne). Spośród osób pracujących w nadleśnictwie obowiązek ewakuacji dotyczył nadleśniczego wraz z rodziną, natomiast z reszty personelu ewakuowanym miał być ten, kto tego żądał. Środkami ewakuacji były podwody konne, do dostarczenia których obowiązani byli wyznaczeni chłopi ze wsi Sadogóra i Krzyżowniki. Napięcie przedwojenne na naszym pograniczu trwało już na dobre od czerwca. Wzrastało ono z każdym tygodniem, czego przyczyną były zarządzenia władz i wieści docierające z zagranicy. Mały ruch graniczny trwał jeszcze. Od nas chodzili ludzie na tamtą granicę do pracy. Wracając opowiadali o ruchach wojsk niemieckich i koncentracji we wsiach położonych wzdłuż granicy. Nocami słychać było z zachodu szczęk i łoskot, jaki sprawiać mogą tylko wielkie masy żelastwa, zmasowanego we wszelkiego typu pojazdach. Kilku młodych pracowników nadleśnictwa powołano pod broń. Adiunkta inż. Zbigniewa Laszkiewicza do lotnictwa, gajowego Karolczyka do batalionu Obrony Narodowej. Mnie zmieniono przydział mob. Zostałem przez Dyrekcję Lasów Państwowych wyreklamowany jako niezbędny do przeprowadzenia ewakuacji urzędu w trudnych warunkach pogranicza zagrożonego inwazją. W sierpniu miejscowy komisarz straży granicznej Jan Maniewski, zwrócił się do mnie o pomoc w strzeżeniu granicy, wobec możliwości przechodzenia na naszą stronę hitlerowskich band dywersyjnych. Zebrałem leśniczych i gajowych najbliższych 4 leśnictw w budynku nadleśnictwa i wysłałem w dzień krążące patrole wzdłuż północnej części granicy, a nocą prócz tego, wysuwałem w tym kierunku czujki. Maniewski swoimi ludźmi, których po wzmocnieniu przez powołanych do batalionu Obrony Narodowej, miał 30, strzegł zachodniego odcinka. Żeby przeciwdziałać wrogiej propagandzie radia niemieckiego z odległego o około 40 km Wrocławia, zarządziłem umieszczenie w oknie biura silnego aparatu radiowego, z którego komunikatów mogła słuchać cała wieś. Praca codzienna w biurze biegła normalnie. W dnie sprzedaży, sprzedawaliśmy drewno, a w dnie wywozu było ono w lesie wydawane. Leśniczowie i gajowi, w czasie gdy nie mieli służby na patrolach granicznych, pełnili swoje obowiązki w lesie. Zmobilizowany batalion Obrony Narodowej prowadził prace umocnieniowe na zachód od Kępna. Umocnienia te miały stanowić pierwsze linie oporu. Od dowódcy batalionu Obrony Narodowej dostałem polecenie założenia zawałami wszystkich dróg i linii leśnych biegnących od granicy, tak na stronie zachodniej jak i południowej. Było to praktyczne zastosowanie umiejętności, jakie były w programie kursów wojskowo-leśnych dla gajowych, które były organizowane w roku 1938. w Margoninie dla DLP Poznań i Toruń, a których byłem komendantem. Zawały założyliśmy dokładnie, ale nie były one uzbrojone minami. Te mieliśmy dostać w dniach najbliższych. Niestety, nie otrzymaliśmy żadnych, a zawały nieuzbrojone niewielką były przeszkodą dla niemieckich czołgów. 26 sierpnia odwiozłem moją rodzinę na stację do Kępna i wysłałem do Warszawy. W ten sposób uzyskałem zupełną swobodę ruchów, która pozwoliła mi zając się tylko sprawami urzędu, a w krytycznym momencie wyrwać z grożącego mi przez Niemców ujęcia. 28 sierpnia nadeszło polecenie wypłacenia pracownikom poborów wraz z dodatkiem ewakuacyjnym. Pieniądze na ten cel były już w kasie nadleśnictwa od paru tygodni przygotowane. Do ewakuacji zgłosiło się dwóch leśniczych z rodzinami – Reimann i Musiał oraz sekretarz Pytel, kawaler. Pełniąc codziennie nasze obowiązki czekaliśmy na rozkaz ewakuacji. W biurze nadleśnictwa zapakowana stała skrzynia z aktami, księgami gospodarczymi i pieniędzmi, których zostało w dniu 31 sierpnia 6000 zł. Po wypłaceniu poborów i dodatków ewakuacyjnych. Wieczorem około godziny 20 dnia 31 sierpnia, odebrałem z Kępna ze starostwa polecenie wyprawienia pierwszego rzutu ewakuacji, którym miały być rodziny pracowników. Około godziny 22 wyjechała z Sadogóry rodzina leśniczego Rajmana. O godzinie 23 zadzwonił telefon i męski głos, przedstawiając się jako komisarz do spraw ewakuacji, zakomunikował mi, że ewakuacja została odwołana. Odpowiedziałem, że podwody pierwszego rzutu odeszły już przed godziną. Rozmowa została nagle przerwana. Następnego dnia dowiedziałem się w starostwie, że żadnego odwołania ewakuacji nie było. Około godziny 5 rano w dniu 1 września, obudził mnie huk motorów samolotowych. Ranek był, jak na tę porę roku wyjątkowo mglisty. Choć słońce już wzeszło, nie mogło się przedrzeć przez grubą warstwę mgieł, które zalegały niebo i ziemię, a w których huczały niemieckie bombowce. Zadzwonił znów telefon. Robotnik leśny z leśnictwa Musiała, położonego przy szosie do Kępna, donosił mi, że osadę zajęli Niemcy, i że leśniczy uciekł do lasu, a jego żona już poprzedniego dnia wyjechała do Kępna. W tej sytuacji miałem drogę odciętą. Postanowiłem co rychlej wyjechać z Sadogóry i jechać przez las. Samochód mój stał już przygotowany. Podjechanie do biura nadleśnictwa i załadowanie skrzyni z aktami i kasą, trwało 10 minut, po czym wyprzedzony przez Pytla i Rajmana na motocyklach, liniami i drogami, a czasem przez przełaj omijając nasze zawały, wydostałem się na szosę osiem kilometrów od Kępna. Spotkałem tam komisarza Maniewskiego z kilkoma swoimi ludźmi urządzającymi zawałę na szosie, ale cóż... znów bez uzbrojenia jej minami, których nie było”.
Fragment książki Andrzeja Antowskiego pt.: „Poznańscy leśnicy w służbie Wielkopolski Walczącej 1939-1945”
80. ROCZNICA PACYFIKACJI PRZEZ ODDZIAŁY WERMACHTU, SS ORAZ POLICJI LEŚNICZÓWKI „ WESOŁA”, BĘDĄCEJ KRYJÓWKĄ ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ 28.05.1944 ROKU
Uroczystość zorganizowana została 28 maja 2024 roku przez Tadeusza Wesołego - prawnuka ówczesnego leśniczego Karola Pochy kwatermistrza oddziału "Rybitwa" żołnierza Armii Krajowej, który przybył z Poznania wraz z synem Norbertem i jego rodziną. W wydarzeniu wzięli również udział: Ireneusz i Marian Wesoły – wnukowie Karola i Władysławy Pochów, synowie Marii z domu Pocha i Józefa Wesołego, który jako młody leśnik praktykował w „Wesołej” oraz Kazimiera Kalis córka Konrada Kalisa dowódcy oddziału AK "Rybitwa" z córką, burmistrz Rychtala Adam Staszczyk oraz przedstawiciel Urzędu Miejskiego Rychtal Robert Adamek, pracownicy Nadleśnictwa Syców, proboszcz Parafii Rychtal ks. Mariusz Białobłocki oraz obecni mieszkańcy.